niedziela, 25 września 2022

Krótka historia namiętności, miłości i...

 To nie płomienne romansidło, raczej dramat w dwóch aktach... To historia prawdziwa - z życia wzięta, która wydarzyła się w ubiegłym tygodniu...w moim ogródku. A konkretnie na małej tui, która rośnie w donicy na tarasie w pobliżu białej pnącej róży.

Modliszka-samiec

Postaci dramatu -ona i on...

Był dżdżysty sobotni poranek. Otworzyłam drzwi tarasowe, aby moje dwa leniwce kanapowe mogły wylecieć na szybkie siku po nocy. Ze zdumieniem ujrzałam na ścianie domu wielkiego owada. Najpierw pomyślałam, że ta jakiś pasikonik mutant, ale po dokładniejszym przyjrzeniu się niespodziewanemu gościowi ze zdumieniem stwierdziłam, że owad to chyba modliszka. Zrobiłam mu fotkę. Włączyłam wyszukiwanie obrazem Googla i wyskoczyło mi, że to faktycznie modliszka zwyczajna występująca w Polsce - z reguły na południu. Z ciekawości wyszukałam kilka informacji na temat owada. Po pierwsze jest pod ochroną, po drugie w związku z ocieplaniem klimatu wędruje coraz bardziej na północ. Żyje kilka miesięcy, w ciągu których 6-krotnie przechodzi wylinkę. Okaz ze ściany okazał się dużą, jasnobrązową samicą. Siedziała sobie ta owadzia dama w bezruchu jakby zastygła w modlitewnej pozie, ale kiedy w pobliżu pojawiła się nieświadoma zagrożenia mucha w ułamku sekundy schwyciła ją potężnymi przednimi odnóżami i zjadła, zaczynając od odwłoka. Modliszki to drapieżniki, polujące na wszystko, co się rusza.

 I tak dzień mijał. Wieczorem modliszka zniknęła.

Modliszka

Modliszka-samica


W niedzielny poranek -równie dżdżysty i nieco mglisty -procedura wypuszczenia piesków na siku powtórzyła się. Z ciekawości zerknęłam na mur przy tarasie. Tym razem  w tym samym miejscu siedział jasnozielony owadzi szczuplinek. Mniejszy o dobre 2-3 cm od wczorajszego okazu. Zdziwiłam się jeszcze bardziej, bo na co dzień nie widuję modliszek w okolicy. Zapewne widziałam je w ZOO, ale na żywo we własnym ogródku -nie widziałam. Jasnozielony gość zniknął wieczorem, prawdopodobnie w krzewie róży rosnącej w pobliżu małej tui...

Samiec modliszki


Akt I dramatu

W poniedziałek po południu zauważyłam, że zielony samczyk próbuje zrobić desant powietrzny z róży. Samica w pełnej gotowości bojowej czekała w tui z odwłokiem wystawionym, zapewne jak należy- według rytuałów godowych modliszek. Zielony szczuplinek bardzo długo robił podchody....Zdążyłam przekąsić z krzaczka kilka poziomek, potem garść winogron, a potem jeszcze dwa pomidorki ...i nic. Samica chyba na zachętę zafurkotała skrzydłami, ale nie poskutkowało to. Pomyślałam, że coś słabe te owadzie amory i wróciłam do domu.

Modliszki razem na tui

Akt II i ostatni...

We wtorek -po powrocie z pracy zauważyłam, że związek modliszek jest w trakcie konsumpcji. Trochę się przeraziłam, że nie tylko związek zostanie skonsumowany, ale i zielony samczyk. Trwali zwarci w "miłosnym" uścisku" długo. Można powiedzieć, że był to prawdziwy maraton miłosnych uniesień...

W środę po południu ze smutkiem stwierdziłam, że nie ma zielonego szczuplinka. Samiec stracił  głowę nie tylko w przenośni, ale prawdopodobnie i dosłownie... Choć z drugiej strony łudzę się, że może w końcu udało mu się jakoś oderwać od samiczki i po prostu odlecieć, bo żadnych szczątków owada w pobliżu tui nie zauważyłam.
Samica jeszcze buszowała w tui przez kolejne dni, aż też zniknęła... Zapewne gdzieś złożyła jajeczka. Zobaczymy na wiosnę, co z tego wyniknie ;)

A jednak nie zniknęła - wczoraj w sobotnie popołudnie pojawiła się ponownie na małej tui. Wyglądała tak jakby wygrzewała się w promieniach jesiennego słońca, a potem przybrała pozycję jak Godzilla przed atakiem.

Powrót modliszkowej Godzilli

Mam nadzieję, że historia miłości i namiętności okazała się ciekawa, bo przecież nie samymi robótkami i karteczkami człowiek żyje ;)

I tyle na dziś:)

Pozdrawiam,
Anetta (Jamiolowo)

P.S. Nie jestem etymologiem, więc nie używam słownictwa fachowego...
Ten opis proszę traktować w kategorii beletrystyki, a nie pracy naukowej z zakresu bytowania, fizjologii i rytuałów godowych modliszek...

11 komentarzy:

  1. Ale historia! Czytałam z zapartym tchem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No popatrz,mistrzyni jesteś, taka piękna relacją i jeszcze zdjęcia zdążyłaś zrobić.Fajne to ale za takimi robalami nie przepadam.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę. Do tej pory widywałam modliszki zielone, brązowych nie. Fajnie, że można już je obserwować częściej. Lubię bardzo. Relacja z modliszych amorów podobała mi się bardzo:)
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  4. u nas ostatnio na balkonie wygrzewał się pasikonik gigant, chyba że z 10 cm miał, ale wiem że potrafi ugryźć i trzymałam się od niego z daleka

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa opowieść szczególnie że modliszki na oczy nie widziałam i myślałam że raczej w ciepłych krajach żyją. Pozdrawiam :-).

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też pierwszy raz widzę modliszkę ,fantastyczne zdjęcia chociaż historia smutna ale takie są prawa przyrody.
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękne zdjęcia:) Owady w przybliżeniu wyglądają jak obcy z innej planety:D

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytać czytałam Twój wpis ale chyba zapomniałam coś napisać . Fajnie że miałaś okazję podziwiać życie Modliszek na swoim domku.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Ależ miałaś gości !!! historię tej miłości cudnie opisałaś, ciekawi mnie czy będzie dalszy ciąg za rok ....
    Serdecznie pozdrawiam i zabieram banerek do zabawy :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Super opowiadanie, myślałam, że Modliszki nie żyją w Polsce :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja nigdy na żywo nie widziałam modliszki, piękna jest.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie:)